
Zbuntowany Szczeniak
Rozdział 2
–Chris–
Jest 19.55. Czas wyjść, żeby się nie spóźnić. W końcu na tym mi zależało. Poza tym, muszę go jakoś udobruchać. Może trochę za bardzo pokazałem siebie na początek. Jak zrażę go do siebie całkiem, to będzie ciężko się z nim pobawić w inny sposób niż głupie słowne przekomarzanki… Stanąłem w umówionym miejscu. I czekam. Z góry założyłem, że przyjdzie punktualnie. Wyglądał na kogoś, kto raczej się nie spóźnia… I, założyłem, że przyjdzie ze względu na tą staruszkę… ale wybiła 20:00 a jego nie ma.. poczekałem jeszcze 10 minut, a jego dalej nie widać… Szczeniak nie wie jak bardzo teraz sobie u mnie rozjebał… I co teraz? Hum.. Skoro już wyszedłem to sam się przejdę…
Ruszyłem w stronę osiedla. Mimo, że byłem tu pierwszy dzień i w sumie skupiłem się na tym ładnym chłopaczku, to miasteczko sprawiało u mnie wrażenie wymarłego, ale nie opuszczonego. Raczej… zamkniętego w sobie. Takiego, które żyje tylko wtedy, gdy jesteś jego częścią. A ja jeszcze nie byłem. Ale wszystko przedemną. Wszedłem w blokowisko. Niskie, zmęczone budynki z odpadającym tynkiem i balkonami, na których piętrzyły się stare krzesła, suszarki z praniem, dziecięce zabawki. Pomiędzy nimi panowała cisza, ale nie była to pustka. Z niektórych mieszkań sączyło się ciepłe światło. W jednym ktoś palił papierosa przy uchylonym oknie. W drugim, zza firanek, dobiegał dźwięk telewizora. Wyglądało to wszystko jak przypadek, ale nie był to chaos. Raczej zwyczajne, codzienne życie, tylko że zasłonięte wieczorem. Nic z tych rzeczy nie przypominało mojego dotychczasowego życia. Muszę się do tego przyzwyczaić… Między dwoma blokami natknąłem się na kapliczkę. Skromną, wciśniętą między ściany i krzaki. W środku stała figurka jakiegoś bożka, wokół niej plastikowe kwiaty i tanie lampki z marketu. Jedna z nich świeciła, choć słabo. Zatrzymałem się i obejrzałem. Takie miejsca mówią więcej o mieszkańcach niż ich słowa. Później minąłem rząd sklepów. Wszystkie już były zamknięte, ale szyldy nadal świeciły matowym, zimnym światłem. Spożywczak z reklamą napoju sprzed dekady… niby jak każdy jeden. Ale ten w porównaniu do sklepu gdzie pracuje ten dzieciak wygląda nijako… obok warzywniak z kartonowym cennikiem i kiosk z nieczytelną gazetą za szybą. Wszystko wyglądało trochę jak makieta, jakby życie stąd właśnie wyszło, ale wróci za kilka godzin. Czułem, że za dnia te miejsca są głośne, pełne ludzi, znajomych twarzy i rozmów, które nie mają początku ani końca. W Overrain coś takiego nie mogłoby mieć miejsca… Cisza o tak wczesnej porze. Aż dziwnie się czuję idąc w takiej ciszy. Na końcu ulicy stała szkoła. Surowa, prostokątna, pomalowana na kolor, który kiedyś mógł być żółty. Teraz przypominał wypłowiały papier. Okna były ciemne, boisko puste. Siatka w płocie była podarta, kredowe rysunki na asfalcie niemal zatarte. W ciągu dnia musi być tu niewyobrażalny hałas…
Stojąc przed tą szkołą dotarły do mnie dźwięki szklanych butelek a później głosy. Popatrzyłem w stronę odgłosów. Na dość wysokim murku, który oddzielał chodnik od części między dwoma budynkami siedziała dość wysoka, szczupła dziewczyna i on. Mój mały przewodnik, który nie raczył się pojawić… Chciałem od razu przerwać mu zabawę. Ale nie, Podejdę cicho. Siedzą do mnie tyłem, jest półmrok. Może się dowiem czegoś ciekawego?
O - Nie mam pojęcia o co wam chodzi…
? - Dobrze wiesz. Moja babcia się o ciebie martwi, Alex też… z resztą ja także… Ja rozumiem, że nie ma Raya i to, że ci przepisał sklep też się do tego przyczyniło, ale kurcze, Oxik. Ogarnij się co? Zatrudnij kogoś na trochę, póki Alex i bliźniaczki nie skończą szkoły. Ja też pomogę jak już będę po egzaminach… Poza tym, moja babcia i tak się dowie, że nie wyszedłeś z tym facetem co się wprowadził tylko ze mną na piwo… yh.. - dziewczyna umoralnia chłopaka hah, przednio. A więc sklep jest jego. To wiele wyjaśnia. Dlatego tak się swobodnie w nim czuje i nie zwraca uwagi na swoje zachowanie…
O - “Megg też się przyda odpoczynek od książek” - powiedział udając staruszkę. Czyli dziewczyna to ta Meggy. No dobra.
M - To nie to samo! - i go szturchnęła pięścią w ramię. Swoją drogą, ładnie wygląda ten szczeniak. Ciężko go nie zauważyć, nawet jak stoi tyłem… Pokaż mi sie od przodu malutki~
O - Dupa tam, to samo….
M - Jesteś niemożliwy…
Ch - A więc to tu się schował mój przewodnik. - w końcu się odezwałem. Młody odwrócił się w moją stronę na tyle chaotycznie, że zleciał z murka do tyłu. Dziewczyna popatrzyła za nim
M - Ox? Żyjesz?
O - Niestety….- burknął i wrócił na murek. Dziewczyna przerzuciła nogi i tak patrzą na mnie. Ona z zainteresowaniem, a młody z tak, jakby zaraz miał mi przyłożyć butelką, którą cały czas trzymał w ręce
Ch - Dobry wieczór. Mam dziwne wrażenie, że mieliśmy się spotkać w trochę innym miejscu. - popatrzyłem na niego. On zniesmaczony podrapał się po głowie. Ładnie ci w rozpuszczonych włoskach malutki~ lubię~...
O - No i chuj bombki strzelił… - i napił się piwa patrząc gdzieś w bok. W tym czasie jak nie patrzył dziewczyna stanęła na ziemi i zaczęła odchodzić. Popatrzył za nią - EJ! A ty gdzie?!
M - Do domu~! - machnęła ręką, w której trzymała browara. - spijaj piwo które nawarzyłeś. Miłego wieczoru! - i zniknęła za rogiem
O - Nie zostawiaj…! Mnie.. tu… samego… - z każdym słowem mówił coraz ciszej - z nim…? - końcówkę zaakcentował jak pytanie i popatrzył na mnie niepewnie. - no.. to.. tego… to ja też już pójdę w sumię hah - i chciał przeskoczyć, ale podszedłem i mu na to nie pozwoliłem. Siedział między moimi ramionami, nachyliłem się nad nim. Nie masz gdzie uciec malutki~ Teraz porozmawiamy bez kamer i zbędnych oczu~ jedyne co mnie cieszy w tym miejscu. - pana, weź się pan odsuń…! - warknął na mnie odsuwając się do tyłu i patrząc mi w oczy z irytacją
- Nie ma takiej opcji malutki~ Wystawiłeś mnie do wiatru. Nie ze mną takie numery. - nadal patrząc mu w oczy wziąłem z jego dłoni piwo i się napiłem… w sumie nie było za wiele więc wykończyłem dosłownie dwa ostatnie łyki… smaczne…. Odstawiłem butelkę trochę dalej i oblizałem wargi
- Nie mam zamiary szwędać się z kimś takim jak pan o takiej porze… Nie jestem ani głupi, ani ślepy… Panie Howell. - moje nazwisko powiedział tak, jakby chciał mnie nim obrazić. Dobry dzieciak. Inny już by próbował uciekać. Popatrzyłem na jego tors. Ładnie~ ma brzuszek na wierzchu~mam ochotę go dotknąć… I już miałem przykładać do niego rękę, ale szczeniak odchylił się do tyłu, uderzył mnie w klatkę kolanami, a sam stanął po drugiej stronie muru zaraz po tym jak skończył fikołka w locie. - Narka~ - obrócił się na pięcie i zadowolony ruszył przed siebie. O nie nie~nie puszczę cię tak łatwo. Powinienem być wściekły, a byłem jednocześnie poirytowany i w sumie rozbawiony tym wszystkim. Szczeniak nie ma za grosz szacunku i nie boi się pokazać tego jaki jest pewny siebie. Szczeka jak głupi, mimo, że nie powinien, tym bardziej, że mnie nie zna. Przeskoczyłem ściankę i powoli ruszyłem za nim
- Czy aby na pewno?
- Idź pan do domu spać. Tak jak większość tych, którzy tu mieszkają - i idzie dalej. Fajna dupka… malutka~ Muszę jednak jakoś go do siebie przekonać, inaczej będę miał ciężko. A liczę na współpracę z tobą szczeniaku. Póki nie będę mógł wrócić do siebie rzecz jasna.
- No dobrze. Skoro tak… - stanąłem w miejscu i chcąc nie chcąc zmiechyłem go wzrokiem, Czarny crop top odsłaniał jego płaski brzuszek, do tego przezroczyste rękawy z przypiętymi metalowymi elementami. Na szyi miał kilka warstw łańcuszków, które migotały przy każdym ruchu odbijając światła już zapalonych lamp. Spodnie szerokie, czarne, pełne pasków, zawieszek, agrafek i haftów. Cholera dzieciaku, podoba mi się w czym się nosisz. Chociaż, jakbyś był ubrany bardziej kuso, to byłoby idealnie… - Szkoda. Biedna pani Maddison. Nie będzie zadowolona z tego co ode mnie usłyszy - mówiłem z udawanym przejęciem w głowie. Młody też się zatrzymał. Wiedziałem, że jak usłyszy o pani babci to zmieni zdanie - liczyła, że mi pokażesz miasteczko. W końcu nikogo tu nie znam. Nie wiem gdzie co jest… A zrozumiałem, że na ciebie można liczyć. No ale trudno. - i powoli zacząłem odchodzić.
–Oki–
No… no nie… no.. kurwa. W sumie to wyjebane, ale z drugiej strony stara Maddyson nie da mi żyć przez kolejne pół roku… Pierdole nie wierzę no…
- No… No dobra…
- Proszę?
- No chcesz pan iść czy nie? - odwróciłem się już podkurwiony i z wyrzutem.
- Idę~ - i zadowolony, że wygrał tą bitwę podszedł do mnie - To. Może zaczniemy od początku, co malutki? Christoph Howell, dla przyjaciół Chris. Miło mi. Nawet bardzo. - uśmiechnął się niewinnie i wyciągnął do mnie dłoń. Popatrzyłem na nią, a później na niego z uniesioną brwią. “Od początku” tak?... No dobra. Masz pan farta, że nie oceniam po pierwszym wrażeniu… Uścisnąłem dłoń. Spodziewałem się czegoś głupiego z jego strony, ale nie, tylko uścisnął i puścił
- Okimiro Okiam. Oki dla wszystkich, którzy mnie znają.
- Więc jak z tym zwiedzaniem? “Słoneczko” - powiedział wrednie, ale nadal z miłym uśmiechem
- Niech będzie, mam inny wybór? Przecież mnie tu szantażują. - zaśmiałem się
- Szantaż? Ja? Skądże. Ja jestem tylko nowym, miły, dobrze wychowanym i przystojnym sąsiadem. - mówiąc “przystojnym” wypiął pierś i poprawił kołnierzyk koszuli z dumnym wyrazem twarzy. Nie ważne co bym chciał powiedzieć, to nie ukryję przed samym sobą faktu, że facet mi się podoba… Z wyglądu trafia w moje gusta. Ale tylko z wyglądu. Jest dziwny… I nie muszę zgadywać jakiego pokroju to człowiek.
- Tsa~ - powiedziałem przewracając oczami. - no dobra, chodź… Co prawda późno, ale można jeszcze co nieco zobaczyć.
- Prowadź malutki~
- A… - no ni chuja… - kilka zasad, które obowiązują w trakcie wycieczki. - popatrzyłem do góry na jego twarz. On uniósł brew w niezrozumieniu - a tak właściwie to 3 zasady.
- Naprawdę myślisz malutki, że możesz czegoś ode mnie wymagać?
- Jeśli szanowny sąsiad chce zostać oprowadzony właśnie przeze mnie, to tak. Mogę.
- No dobra, wygrałeś tą bitwę - zaśmiał się.
- Świetnie. - stanąłem dając ciężar cała na jedną stronę i ręce na pierś. Zacząłem mówić i wyliczać palcami po kolei. - Więc zasada numer 1. Nie przerywasz mi jak mówię. - on kiwnął głową i dalej na mnie patrzy, teraz trochę jakby był rozbawiony tym co mówię i robię. - po drugie, nie zbliżasz się do mnie na mniej niż 1,5m - mówiąc to cofnąłem się na daną odległość. Raz, że mu nie ufam… a dwa… heh… szyja boli od ciągłego zadzierania głowy do góry!....
- Oczywiście malu..?!
- I trzecia najważniejsza, nie mów do mnie “malutki”! - wystrzeliłem z tym jak z procy zanim dokończył.
- No, z tym może być ciężko - parsknął cicho śmiechem
- Nie obchodzi mnie to. Nazwiesz mnie tak, a zostawię cię samego i radź sobie… No, to idziemy. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy. - i ruszyłem przed siebie
- Tak jest mój mały przewodniku - odwróciłem się - to nie było “malutki” - jebany dobry jest. Prychnąłem zażenowany
- Niestety racja. - popatrzyłem na skrzyżowanie - i gdzie by tu zacząć….Humm… - a ten podszedł. Ale nie za blisko.
- Ja najchętniej to od tamtego miejsca - pokazał palcem, jak dla mnie na miejsce gdzie nic kompletnie nie było
- Że gdzie…?
- Tam. Jest tak ładnie. Ten mały ciasny i ciemny zaułek o tam. - i jak ja byłem zapatrzony w miejsce, które pokazuje, on się zbliżył i poczułem jego dłoń na swoim boku. Szybko odskoczyłem od niego
- Hej, chcesz to zjebane zwiedzanie czy nie? Jak nie to idę do domu.- i zacząłem po prostu iść
- Żartuje przecież no. Więcej nie będę i rączki trzymam przy sobie - dał ręce za siebie i idzie za mną
- A najlepiej to w kieszeniach…
- Nie. To byłby zły pomysł. - jeśli on będzie sypał przez cały czas takimi tekstami to ja to pierdole. Nie to, żeby mnie nie bawił. Ale nie z jego ust. Nie znam go… I czuję się kurewsko niezręcznie…
- Dobra, na rynek kurwa - rzuciłem poirytowany i ruszyłem w stronę centrum. W sumie.. gdyby nie te durne teksty i fakt tego w jaki sposób mówi… to byłbym w stanie się z nim całkiem nieźle dogadać… Przynajmniej tak mi się wydaje…. i… jest w moim typie… Pierdole jaki ja jestem zjebany…
–Chris–
A już myślałem, że przesadziłem… Ale nie, jednak ta staruszka działa cuda. Muszę pamiętać, że to tak na niego działa hah. Ruszyłem za nim, tak jak chciał. Nie zbliżałem się, nie mówiłem “malutki” mimo, że to było cholernie ciężkie… Nie moja wina, że jest malutki~
Doszliśmy na rynek.
- No, to jesteśmy na rynku. Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko co ciekawe.
- Jest wiele ciekawych rzeczy tutaj. Pytanie jak bardzo lubisz architekturę i historię sztuki. Ewentualnie opowieści z czasów gdy ciągnięto tu ludzi końmi po betonie.
- Tam jest ławka. - i ruszyłem do niej. Architektura… Kierunek który kończyłem u siebie. A cała reszta faktycznie jest ciekawa. Może nie takie rozmowy z nim oczekuję, ale ciekawi mnie ile wie ten szczeniak. Usiadłem, a on zrobił to samo na drugim końcu ławki, w “bezpiecznej” odległości ode mnie. Zapaliłem, skoro ju ż usiadłem i mam słuchać. - palisz?
- Czasem. - popatrzył na mnie. Więc poczęstowałem. Takie rzeczy plusują, gdy chce się w kimś wzbudzić zaufanie. Wziął jednego - dzięki. - i odpalił. Rozglądnął się po rynku, jakby szukał miejsca, od którego najłatwiej i najlepiej zacząć. - Kamienice dookoła mają różne oblicza. Te po północnej stronie są najstarsze, gotyckie, z wąskimi oknami, zdobionymi detalami z kamienia, posągami gargulców i innych dziwnych mitycznych stworzeń. Każda ma nawet swoje imię i historię. Raymond mi je opowiadał, jak szliśmy razem do domu. Podobno powstały jeszcze w XIV wieku, a przez lata były domami kupców i rzemieślników. Niektóre nadal mają oryginalne portale i wykusze, co prawda odnawiane, ale bez przesady, dzięki czemu nie zatraciły charakteru. Za to po drugiej stronie rynku widać już wpływy baroku i renesansu, - opowiadając lustrował ściany budynków - fasady bardziej ozdobne, pastelowe kolory, gzymsy, czasem herb nad drzwiami. Każda kamienica z tamtej strony także ma swoją nazwę i swoją historię. Na przykład „Dom pod Trzema Liśćmi”. Dziś to księgarnia, ale kiedyś mieściła się tam drukarnia, w której wydawano pierwsze lokalne gazety. Przed nami ratusz. Teraz już buro, więc aż tak tego nie widać…. Charakterystyczny, ośmiokątny, z wieżyczką i małym zegarem. Nie jest może szczególnie okazały, ale ma w sobie to “coś”. Jak na moje to prostotę i godność. - zaśmiał się. Słuchając jak mówi patrzyłem na konkretne miejsca. Nie mówisz szczegółów, a ogólnie. Ale tak, żeby w sumie zaciekawić. Do mnie trafił…mimo, że sam jestem to wszystko stwierdzić po wyglądzie budynków - Zegar na wieży działa od końca XVIII wieku i, co ciekawe, nigdy nie przestał chodzić, nawet w czasie wojny i podczas wybuchu i po nim… Po prostu działa. Miejscowi żartują, że „nawet jak wszystko inne się sypie, zegar na ratuszu i tak odmierza czas”. A to koło nas - pokazał ręką w której trzymał papierosa - niewielka, zabytkowa studnia z kutym ogrodzeniem. Nazywana jest „Studnią Ciszy”, bo według starej tradycji w tym miejscu kiedyś składano przysięgi i wylewano z siebie żale tak, aby nikt tego nie usłyszał po za studnią. I szczerze, to nadal niektórzy przychodzą tu, żeby po prostu pobyć chwilę w spokoju. A ławka, na której właśnie siedzimy, na oparciu - obrócił się i pokazał na belki oparcia, na których znajdowała się mosiężna tabliczka z napisem „Nie spiesz się. To miejsce zna wartość czasu.” - to fragment dziennika pewnego poety, który przez lata mieszkał tu, w Loremarsh. Na rogu rynku znajduje się dawny Dom Rzemiosła, a teraz muzeum historii miasteczka. W środku można obejrzeć stare narzędzia, makiety miasteczka sprzed wieków, fotografie z czasów, gdy rynek był brukowany i przepełniony straganami. Niby nic ciekawego, ale jakiś kawałek historii zawsze można z tego wyciągnąć. - oparł się i rozglądnął - Nie ma tu nic krzykliwego. Ani wielkich atrakcji, ani tłumu turystów. Ale chyba właśnie to jest w tym miejscu najpiękniejsze…To tak jakby czas stanął w miejscu. W sumie, o sklepie Raya mówią to samo. Że miasteczko idzie w przyszłość, a “U Raya” wiecznie tak samo. Tylko towar się zmienia. - zaśmiał się. Popatrzył na mnie - nie zanudziłem cię jeszcze?
- Nie, wręcz przeciwnie. Zaciekawiłeś.
- Łał. Nie wierzę. Zawsze wszyscy w połowie przestają słuchać.
- Czyli nie mnie pierwszemu to mówisz?
- O rynku? Tak, ty jesteś pierwszy, ale mówię ogólnie. Z reguły wszyscy oczekują czegoś na zasadzie “ tam biblioteka, tam sklep, a tam jak chcesz to zrób sobie zdjęcie bo ładne”... ale dla mnie to bez sensu. Nic to nie wnosi do mojego życia…. - czyli lubisz wiedzieć więcej tak? A wyglądasz na takiego, co raczej ucieka od nauki. - Dobra. Pogadałem. Zapaliłem. Można iść dalej. - i ruszyliśmy na dalszą część wycieczki. Kościół, park, jakieś zabytkowe części murów obronnych. O wszystkim miał coś do powiedzenia. Krótko, zwięźle i na temat. Przyjemnie mi się słuchało tego co mówił. Nie dość, że sam dzieciak mnie interesuje, to coraz bardziej mnie ciekawił sam on… nie każdy dzieciak taki jest. Ma wiedzę, której raczej nastolatki nie chcą posiadać, a się ją w nie wmusza. Po za tym. Nadal nie rozumiem dlaczego się mnie nie boi. Jest niepewny, nie ufny i raczej się irytuje moim zachowaniem, ale się nie boi… trzeba to zmienić. Chcę zobaczyć strach w oczach tego chłopaka.
W końcu skończyliśmy zwiedzanie. Było już trochę po północy. Szliśmy uliczką, a miasteczko wyglądało jakby wymarło…
–Oki–
Rany… trochę się rozgadałem. Ale on słuchał. Ciekawi mnie czy cokolwiek z tego zapamiętał, czy słuchał po to by zapomnieć. Mniejsza o to, ja czuję się z tym dobrze. A teraz trzeba się rozejść. Jutro… A raczej już dzisiaj, trzeba rano wstać. Przeciągnąłem się.
- No… to tego. Czas do domu.
- Owszem. - wyglądał na zadowolonego. ręce w kieszeniach, papieros w ustach. Patrzył w niebo.
- Odprowadzę cię do szkoły, stamtąd masz już blisko.
- Oh, a czym sobie zasłużyłem?
- Tym, że nie chcę, żebyś wiedział, gdzie mieszkam? - popatrzyłam na niego jak na idiotę
- Chamski szczeniak z ciebie, wiesz? - zerknął na mnie kątem oka
- Okropne, po prostu karygodne. - powiedziałem tym samym tonem, po czym się zaśmiałem.
- No dobra, niech ci będzie. - i wrócił do patrzenia w niebo. I tak chwilę w ciszy. Nagle Chris popatrzył na mnie - kropi?
- Co? - i po tym moim “co?” lunęło jak z wiadra. - nosz kurwa mać! - i biegiem przed siebie. Jak na złość byliśmy w tej części gdzie nie ma ani pół metra jebanego daszku ani niczego pod czym można się schować. I chuj z mojego “ nie chcę pokazywać gdzie mieszkam”! Chwyciłem go za nadgarstek
- Co?
- Chodź, nie pierdol!
- Co?? - i go ciągnę za sobą. Dobiegliśmy do kamienicy gdzie mieszkałem, przed nią go puściłem i wszedłem do środka.
–Chris–
Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałem. Pogoda ze mną współpracuje. Cudnie~ Puścił mnie przed bramą i wparował do środka kamienicy. Stanąłem przed nią.
- No idziesz, czy masz zamiar tam stać jak jakiś pachoł i moknąć? - wychylił się, rzucił w moją stronę i schował się z powrotem. No to idę~. W środku już czekał pod drzwiami. Otworzył je i wszedł, a ja za nim. - no.. to tego.. witam w moich skromnych progach, czy jakoś tak… - zamknąłem drzwi za sobą.
- I jak to było z tym twoim mieszkaniem?
- Podziękuj pogodzie
- O dzięki ci deszczu, że dzięki tobie malutki wpuścił mnie do swojego domu - zaśmiałem się patrząc na niego
- Ej, zasada numer 3!
- Z tego co wiem, to obowiązywało na czas wycieczki, a ona się już skończyła~
- Yh… I to ja niby jestem wredny, tak? - sapnął poirytowany i popatrzył na mnie. Ale po chwili się uśmiechnął. Lubisz zaczepki malutki, co? hehe - ogólnie zjebana pogoda… raz tak, za chwile inaczej. Kogoś tam na górze srogo pojebało… - mówił wchodząc w głąb mieszkania. - buty zdejmij! - rzucił w moją stronę. Więc grzecznie zdjąłem, no i zadowolony ruszyłem za nim. Duży salon z aneksem i wyjściem na ogródek. Po lewej stronie znajdowała się kuchnia. Nowoczesna, ale z nutą klasycznej elegancji. Ciemnobrązowe, mahoniowe szafki kontrastowały z głęboką czerwienią ścian i detali.

Blaty z ciemnego kamienia i ceglany pas nad nimi dopełniały całości. Meble pod zabudowe, ekspers do kawy, kilka wolnostojących dekoracji. Salon urządzony był w spokojnych, stonowanych barwach. Dominowały odcienie kawy z mlekiem, jasny beż i ciepłe brązy. Na środku stał duży, wyglądając na bardzo wygodny narożnik z miękką tapicerką, fotel do kompletu, naprzeciw nich stał niski stolik kawowy z zaokrąglonymi rogami, a pod nim leżał puszysty, kremowy dywan. W rogu pomieszczenia stało proste biurko z ciemnego drewna. Obok półka z książkami, laptop, kilka notatek porozrzucanych w lekkim nieładzie i spora kupka dokumentów. Obok biurka stały instrumenty. Jedna gitara oparta o ścianę, kolejne trzy powieszone na ścianie, klawiatura na statywie i kilka drobnych perkusyjnych dodatków. I że niby masz czas na to? Ciężko mi w to uwierzyć. Ogólnie wygląda to wszystko bardzo przytulnie. Jest bardzo czysto… Przejechałem palcem po kredensie który stał obok mnie. Nie było kurzu… Ktoś tu da o szczegóły. Hum…
- Kevin sam w domu? Rodziców nie ma? - popatrzył na mnie z uniesioną brwią, jakby moje pytanie było dziwne. Odpowiedziałem mu tym samym.
- A no nie ma…? - odpowiedział pytaniem i przekręcił delikatnie głowę na prawo. Dziwny dzieciak hah. I, nie ma? - w sensie, nie ma, że nie ma, nie ma no nie?
- Czyli Kevin wiecznie sam w domu, tak?
- Myślisz, że tak po prostu sprowadziłbym na chatę obcego faceta, jeszcze raz starszego ode mnie, gdybym ich miał? - rozbawiony wszedł w jakieś drzwi. Ja chciałem usiąść na tej kanapie - EJ! Gdzie mi siadasz! - i popatrzyłem na niego zaskoczony. Nie spodziewałem się, że na mnie krzyknie, bo chcę usiąść. Podszedł i położył suche ubrania na podłokietniku. - wszystko będzie mokre… Przecież z nas cieknie. - stanął z założonymi rękami i patrzy na mnie stanowczo. Nie wiem jak mam odpowiedzieć. Nie spodziewałem się, że ochrzani mnie dzieciak, za to, że chcę usiąść. - powinny być na ciebie dobre.
- Malutki~nie sądzisz, że jestem trochę innych gabarytów niż ty? - mówiąc to podszedłem i dźgnąłem go palcem w goły brzuch.Zrobił krok do tyłu i popatrzył dobity.
- Za debila mnie masz? - i tak patrzy na mnie. Nie wierzę co za agenta spotkałem w tej dziurze hehe
- Nie…?
- A mam nieco inne wrażenie. Logiczne chyba, że nie są moje. Utopiłbym się w tym - mówiąc pokazał teatralnie ręką na ciuchy i znowu zniknął w innym pomieszczeniu. - a skoro się ślimaczysz to idę się ogarnąć pierwszy. Trzymaj ręcznik - i rzucił nim we mnie - i nie siadaj mokry na niczym! - warknął i zamknął się w łazience. Co za mały kosmita? Przecież to tylko kanapa… Ale stałem. Poczułem się naprawdę dziwnie. To, że dzieciak jest arogancki i pewny siebie to jedno, ale szczeniak normalnie mnie ustawia w tym momencie. I to bez żadnej krępacji. Co jest do cholery. On się boga nie boi? No ale dobra. Poszedł. Mam chwilę, żeby się tu rozglądnąć. Zaglądnąłem w papiery na biurku. Sklep przynosił zyski, może nie jakieś duże, ale nadal spore. Zdziwiłem się, bo póki co odniosłem wrażenie, że jest w nim raczej pustawo.
- I co ciekawego znalazłeś? - usłyszałem ze strony drzwi. Chyba zostałem przyłapany hah
- Właśnie nic. I to w tym najgorsze.
- Nie wiem czego się spodziewałeś. - zaśmiał się. Nie jest zły? Serio? Zły byłeś na to, że chcę usiąść, a na to, że ci grzebie w rzeczach już nie? No dobra, narzekać nie będę. Wziąłem ubrania z kanapy i poszedłem do łazienki. Też ładna. Była niewielka, ale starannie urządzona i wyjątkowo funkcjonalna. Jasne, mleczne kafelki na ścianach optycznie powiększające przestrzeń, a delikatne, szare fugi dodawały im elegancji. Podłoga wyłożona była płytkami w odcieniu jasnego betonu, lekko matowa, praktyczna i przyjemna w dotyku. Po lewej stronie znajdowała się kompaktowa kabina prysznicowa z przeszklonymi drzwiami, które otwierały się do środka, nie zabierając miejsca. Czarne ramy i bateria w tym samym kolorze dodawały nowoczesnego, lekko industrialnego charakteru. Obok, przy ścianie, umieszczono niewielką, ale pojemną szafkę z umywalką, fronty z jasnego drewna ocieplały wnętrze, a biały blat z wbudowaną umywalką tworzył spójną, estetyczną całość. Albo dzieciak ma dobry gust, albo ktoś kto to urządzał. Skąd miał na to pieniądze jeśli to on? Na pewno nie z wypłaty sklepowej… Z drugiej strony, jak pracuje tam sam… To i tak, ciężko byłoby mu na coś takiego zarobić… Poza tym to młody szczyl, dopiero po szkole. Co jest grane…? Nad umywalką wisiało lustro z wbudowanym oświetleniem LED. Na ścianie obok zawieszono kilka półek, zgrabnych, otwartych, mieszczących najpotrzebniejsze kosmetyki i dodatki. Sporo tego, ale nie spodziewałem się niczego innego. Dużo srebra… Wszystko z próbami. Też nie tanie. Nie lubisz złota? Nie pasowałoby mu. Ma chłodną karnację. Toaleta, zgrabnie wkomponowana naprzeciwko prysznica, nie rzucała się w oczy, a tuż nad nią znalazła się wnęka z roletą, pewnie miejsce na detergenty, papier, ręczniki. Każdy centymetr był tu przemyślany. Pomimo ograniczonej powierzchni, łazienka była wygodna, czysta i uporządkowana. Dzieciak jest pedantyczny haha. W końcu wszedłem pod prysznic.
Gdy skończyłem i wszedłem do salonu to zobaczyłem piękny widok. Chłopak zasnął rozłożony na fotelu. I dobrze. Podszedłem do niego cicho i pstryknąłem koło jego ucha. On tylko mruknął przez sen. Cudnie, mogę cię trochę bliżej oglądnąć. Cały ten czas miałem ochotę zmacać ten brzuszek, który pokazuje wszystkim… Nie będziesz tego robił… za jakiś czas hehe. Przejechałem dłonią po jego boku, później przez środek brzucha. Nie było widać bardzo mięśni, ale był wyczuwalne. Jest na pewno zwinny. A wyżej? Też tatuaże. Sporo ich ma…Wszystkie przedstawiały psowate stworzenia. Pasuje ci to szczeniaku. Co my tu mamy~ Podwinąłem koszulkę wyżej, ale przez materiał ciężko było zobaczyć wyższą partię. Cholera… ale coś jest nie tak z tym tatuażem na lewej piersi… Mam ochotę to z niego zerwać… nie potrzebne mu to na sobie… jeszcze chwilę się pobawiłem w dotykanie go tu i tam, tak, żeby się nie obudził. W pewnym momencie obrócił się na plecy i przeciągnął… Sam się prosisz dzieciaku… lepiej go obudzę, zanim moje starania trzymania rąk przy sobie legną w gruzach…
- Ej, malutki~ wstawaj~ - mruknąłem mu do ucha - malutki~
- Mhm… - wtulił tylko głowę w podłokietnik.
- Bo cię zmaca~m~hyhy~ - a on nic - czyli pozwalasz, świetnie~ - i włożyłem dłonie pod jego koszulkę i przejechałem po bokach, aż do spodenek. Jak poczuł moje ręce na niższych partiach to się szybko podniósł, ja odsunąłem się do tyłu, a on zleciał na ziemię z hukiem.
- Co?! Czemu?! - usiadł po turecku i patrzy na mnie z wyrzutem - nie za dużo sobie człowieku pozwalasz?
- Grzeczniej, jesteśmy tu sami, nie chcesz mnie zdenerwować, prawda?
- Póki co to ty jesteś osobą, która denerwuje mnie… - patrzył na mnie poirytowany - dzięki za przerwanie spania… - wstał - dobrano~c - i ruszył do pokoju.
- Ej, a ja malutki? - i za nim
- Żartujesz sobie? Śpisz na kanapie… - i zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Ha, wkurwiający dzieciak. Zobaczymy jak szybko przestanie taki być… wróciłem do salonu i się położyłem. Szybko zasnąłem…

